|
www.kgbbastion.fora.pl Forum Klubu Gier Bitewnych Bation
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Amano
Technowiking
Dołączył: 13 Wrz 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 0:14, 24 Wrz 2011 Temat postu: Ostatnia wieczerza. Wampir: Mroczne wieki. |
|
|
Niewielki kawałek białego jak śnieg papieru, dwukrotnie złożony i zapieczętowany czerwonym lakiem. Na pieczęci widnieje stylizowana litera G i nic poza nią. Lak kruszy się i sypie niczym zaschnięta od dawna krew, z otwartego listu bucha odurzający zapach perfum.
„Miły przyszły gościu!
Mam zaszczyt przekazania wiadomości iż Twoje wysublimowane zalety towarzyskie, umysłowe oraz innego sortu utorowały sobie drogę do uszu mojego chlebodawcy, lorda Giuseppe Giovanni. Jeśli słyszałeś już o moim panu (a niewątpliwie tak właśnie jest), to świadom jesteś że to nieprzeciętna persona, lubująca się w towarzystwie ludzi na odpowiednim poziomie. Ergo, szczęśliwy jestem mogąc przekazać Panu zaproszenie lorda Giovanni w gościnę do jego włości położonych w Karpatach. Mój mocodawca gwarantuje doborowe, światowe towarzystwo podczas pobytu na jego ziemi.
Proszę uniżenie o zjawienie się 12 lutego Anno Domini 1444 w zajeździe „Czerwone Jagnie” leżącym na południowym szlaku który biegnie od miasta Lwowa poprzez góry. W samym Lwowie każdy łacno wskaże Ci, Panie, odpowiednią drogę. Jeżeli podróż takowa byłaby ponad siły lub możliwości finansowe, Lord Giovanni łaskawie weźmie na siebie obowiązek dowiezienia pańskiej osoby do wymienionego przybytku, wystarczy że poinformujesz o tym posłańca który dostarczył owo zaproszenie.
Wyglądam Pańskiej rychłej, pozytywnej odpowiedzi
Lothar, majordomus hrabiego Giuseppe Giovanni.
3 Stycznia, Anno Domini 1444”
Z jakichś przyczyn list wywołuje gęsią skórkę na całym ciele. Posłaniec czeka na odpowiedź. Potężnemu szlachcicowi przecież nie można odmówić, prawda?
********************************************************
Wstępniak do kampanii w Świat Mroku, konkretnie mroczne wieki. Wrzucam przedwcześnie, bo każda informacja o przyszłych postaciach ułatwia dopracowanie scenariusza. Zagramy jak będzie okazja (o ile). Kampania inspirowana oficjalnymi materiałami, ale tylko inspirowana . Potrzeba 3 do 4 graczy.
Podstawowe informacje o postaciach (nie oczekuję niczego innego niż koncepcja jak na razie, a i z tym się nie pali.)
Przygoda będzie miała preludium, więc postaci na początku są jeszcze ludźmi. Można wybrać wampiryczne cechy (z wyjątkami, parz niżej) z góry ale wejdą do gry dopiero po przeistoczeniu.
Pochodzenie : dowolna klasa społeczna (nie sugerujcie się listem, można brać chłopa), dowolny kraj (tylko z sensownym wytłumaczeniem co angielski chłop robi w pobliżu Karpat )
Klan: dowolny z Mrocznych wieków, pomijając Kapadocjan i Giovanni. Assamici niezbyt mile widziani, ale jeśli ktoś bardzo chce to mogą być.
Pokolenie: Każda postać bazowo otrzymuje 3 kropki gratis. Można wydać dodatkowe 4, co daje łącznie 6 generację.
Cechy pozycji : tylko ludzkie, bez innych ograniczeń.
Reszta jak w zasadach z Mrocznych wieków.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Amano dnia Sob 0:19, 24 Wrz 2011, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Bartek
Szeryf
Dołączył: 12 Wrz 2009
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 10:26, 27 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Rzecz dzieje się w małym dworku w Wielkim Księstwie Litewskim.
Witold zbierał właśnie swoje narzędzia po kontroli stanu zdrowia swojego wuja, gdy wszedł do izby sługa.
- Panie Witoldzie, jakiś posłaniec z listem do pana. Powiedział po wcześniejszym skinieniu głową.
- Przyjmę go w swojej izbie.
List od pana Giovanni bardzo zaskoczył Witolda. „Czego może chcieć tak dostojny pan od zubożałego szlachcica, który służy swojemu wujowi. Czyżby dotarła do niego historia o tym, że mój ojciec zginął pod Grunwaldem, a matka zaczęła rodzić na jego pogrzebie? Może to jakaś szopka mająca tylko ze mnie zadrwić? A co jeśli to szansa na zaistnienie wśród wielkich tego świata? Matka zawsze powtarzała, że to czego się nauczę pomagając lekarzowi pozwoli mi choć trochę odbić się od dna.” Takie myśli cały czas kołatały się w głowie Witolda.
- Chciałbym skorzystać z transportu oferowanego przez pana Giovanni. – Odrzekł Witold widząc zniecierpliwienie na twarzy posłańca. – W sumie, to jak poczekasz pół godziny to będę gotowy do wyruszenia. Nie spodziewam się długo zabawić u tak dostojnego pana, ponieważ mój wuj choruje i muszę się nim opiekować.
Spakował odświętny strój, torbę lekarską, ubrał się w strój podróżnika(z obszernym kapturem), przyczepił sakwę i sztylet do paska.
Witold wyruszył ku nowej, nieznanej przyszłości.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Bartek dnia Nie 14:26, 02 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
TOU
Adept
Dołączył: 29 Lis 2011
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:25, 29 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
Żelimysł urodził się w małej wsi pod Krakowem w rodzinie szlacheckiej zimą roku pańskiego 1376 jako dziecko Wolrada i Dąbrówki Ossolińskich. Rodzice, ludzie światli, zadbali o jego właściwe wychowanie i wykształcenie. Żelimysł był bardzo zdolnym dzieckiem. Od najmłodszych lat uczył się trudnej sztuki czytania i pisania, poznał łacinę i język włoski. Opanował też podstawowe arkana fechtunku, mimo że nie garnął się nigdy do walki. Od dziecka pasjonowało go obserwowanie ludzkich zachowań, analizowanie ich słów, gestów, czynów. Pragnął wniknąć w umysły innych i poznać jakie prawdy skrywają. Bez problemu skończył studia na Uniwersytecie Krakowskim. W trakcie studiów założył rodzinę i miał dwójkę dzieci. Niedługo potem zaczął sam pracować na uniwersytecie jako wykładowca, nauczając filozofii…
27 stycznia 1444r., Chałupa gdzieś w Bieszczadach
Szczerbaty i wyłysiały starzec ubrany w obdarte łachmany leżał na sienniku obok kominka, który ledwo ogrzewał małą izbę górskiej chaty. Za oknem zima w pełni. Wszystko wokół skuł mróz, szalała zamieć. Staruch wpatrywał się w ogień nieprzytomnymi oczami. Opróżnił ostatnią butelkę podłej wódki jaką miał. Prawdopodobnie ostatnią w życiu. Odstawił ją na bok. Choroba od dawna trawiła jego ciało i duszę. Czuł na karku oddech śmierci. Rozmyślał:
Mam 68 lat, a dane mi było przeżyć tylko 34. Reszta to wegetacja. Dlaczego trwała wieki, skoro też 34 lata? A może wtedy w wieku 34 lat umarłem i trafiłem do piekła? Nie, chyba nie. Czy samotność nie była gorsza od śmierci? Jest coś gorszego? Może trzeba było być bardziej odważnym, a nie trwać w nicości tak długo? Teraz to już i tak bez znaczenia. Zakasłał i splunął krwią.
Eh, ci ludzie. Nienawidzę ludzi. Dobrze im. Mają to na co zasługują. Żyją w iluzji, którą noszą w głowach. We śnie na jawie. Bydło. Boją się prawdy. Zbyt brutalnej. Lepiej śnić, niż żyć. Niechby zdechli wszyscy. Gdyby tak dało się zniszczyć ten cały świat i obrócić w pył.
Wtedy nawet nie drgnęła nikomu powieka. Nic. Zero uczuć. Jak splunąć. To niemożliwe. Ja tak nie żyłem. To nie było moje życie. Nie wierzę w to! Nie mogło być... Muszę się w końcu obudzić… Po policzkach starca popłynęły dwie ciężkie łzy.
Nagle rozległo się trzykrotne walenie do drzwi, które wyrwało go z zadumy.
Do diabła! Ta wichura chyba po mnie śmierć przywiała o tej porze!- przeklął w myślach starzec i otarł dłonią twarz.
Odchrząknął i zawołał charczącym głosem:
- Czego chcesz!?
Odpowiedział mu świst wiatru.
Pewnie nie słyszy przez tą parszywą zamieć, głupia! - pomyślał.
Podniósł się ze zgniłego siennika, otrzepał słomę z koszuli i podszedł z kagankiem do drzwi.
- Odejdź precz kostucho! Nie wpuszczę cię, na pewno jeszcze nie dziś!- wrzasnął i brzydko zakasłał.
- Jestem posłańcem, przyniosłem dla Pana list od hrabiego Giovanni, odpowiedział mu zza drzwi głos młodego mężczyzny.
- Bujać to my panowie szlachta! Tępy gnoju, jeśli chcesz mnie okraść to wiedz, że nie masz z czego. Żyję w nędzy. A właściwie umieram w nędzy. Idź precz!
- Panie Ossoliński, proszę mnie wpuścić. Inaczej zamarznę w nocy na dworze, a w promieniu kilku godzin drogi stąd nie ma innych chat.
Starzec, gdy usłyszał swoje nazwisko upuścił z wrażenia kaganek. - Czyli jednak śmierć nadeszła! Nie ma co odwlekać tego co i tak musi się stać pomyślał i odryglował drzwi.
Do pomieszczenia weszła zakapturzona postać, a wraz z nią chmura śniegu. Zrobiło się jeszcze zimniej. Przybysz zdjął głęboki kaptur i wręczył starcowi bez słowa zalakowany list.
- Teraz wyroki śmierci od Boga na piśmie nosisz? Czy od szatana?- zapytał dziad spoglądając na gońca z obłędem w oczach.
- Mogę schować konia do szopy?- spytał wędrowiec. Będzie mi jeszcze potrzebny.
Starzec uśmiechnął się gorzko i skinął głową.
Po chwili mężczyzna wrócił do chaty i otrzepał buty ze śniegu. Wyjął suchy prowiant i poczęstował gospodarza.
- Moja ostatnia wieczerza?- zapytał staruch i zaśmiał się szyderczo obnażając przy tym spróchniałe zęby. Gdy zaspokoił pierwszy głód przełamał drżącymi dłońmi pieczęć i zagłębił się w treść listu…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Amano
Technowiking
Dołączył: 13 Wrz 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:37, 29 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
Ilia Vasyliuk, ur.1416 Kijów
Znaleziony przez księdza Szewczenkę pod bramą klasztoru „pod wezwaniem Matki Boskiej Nieskalanej” w Kijowie, wychowywałem się tam przez 16 lat, gdzie nauczono mnie etyki, języka polskiego, łaciny, a nawet podstaw fechtunku (trenowałem z księdzem Bareczką w każde wakacje odkąd skończyłem 10 lat). Jednak moją prawdziwą miłością, poza miłością do pana Boga była matematyka. W wieku 16 lat, po otrzymaniu święceń kapłańskich, wyjechałem do Lwowa w celu studiowania nauk ścisłych na Uniwersytecie Lwowskim. Po 4 latach ciężkich studiów ukończyłem je z wyróżnieniem i zacząłem nauczać lwowską młodzież w przyklasztornej szkole. Z racji licznych sukcesów w dziedzinie matematyki i astronomii sam biskup Viktor Kowaliuk wyraził zainteresowanie moją osobą i poprosił o spotkanie, na którym zaproponował pracę na stanowisku zarządcy finansowego. Po 6 latach skrupulatnego wywiązywania się z powierzonych mi obowiązków zaprzyjaźniliśmy się. W tym czasie oddawałem się również moim zainteresowaniom, czyli odczytywaniem gwiazd i badaniem prac Arystotelesa i Pitagorasa.
W nocy z 24 na 25 grudnia 1442 roku wracając z pasterki z kościoła NMP byłem świadkiem dziwnego wydarzenia. W jednym z lwowskich zaułków zobaczyłem dziwną nadludzką postać o czerwonych ślepiach i długich pazurach atakującą bezbronnego mężczyznę. Gdy podbiegłem do ofiary potwór zniknął, a umierający mężczyzna bełkotał niezrozumiałe słowa plując jednocześnie czarną krwią. Przerażony i pogrążony w amoku co sił w nogach pobiegłem do biskupa Viktora. Pomimo późnej pory wtargnąłem do jego komnaty, gdzie na szczęście go zastałem i poinformowałem o całym wydarzeniu. Wstrząśnięty biskup powiedział mi, że postać, którą widziałem to WAMPIR. Od tamtej pory zacząłem wyszukiwać na własną rękę wszelkich informacji na temat Wampirów, zaczynając od klasztornej biblioteki, kończąc na potajemnych spotkaniach z różnymi ludźmi w lwowskich kanałach i opuszczonych piwnicach wymieniając informacje na temat Wampirów. (W ten sposób nabyłem 2 cenne księgi, w których wyczytałem między innymi, że nie każdy Wampir jest żądny ludzkiej krwi.)Moja fascynacja tymi stworzeniami sięgnęła zenitu kiedy pewnej wrześniowej nocy 1443 roku biskup Kowaliuk wezwał mnie do siebie i przeprowadził dziwną rozmowę. Chciał, abym podjął się śledzenia jednego z Nich.
Po 3 miesiącach, wielu nieprzespanych nocach i wciąż niezadowalającego mnie przebiegu śledztwa, gdyż ciągle gubiłem Jego trop, dostałem wiadomość od nieznanego mi szlachcica, który twierdził, że może udzielić mi wielu cennych informacji, dzięki którym moje śledztwo posunie się naprzód. Tak więc 3 stycznia 1444 roku poszedłem w umówione miejsce do karczmy „POD DĘBOWYM LIŚCIEM”. Wchodząc do karczmy rozejrzałem się badawczo i nie zauważając niczyjego zainteresowania moją osobą usiadłem przy jedynym wolnym stoliku. Po upływie kilku pacierzy podszedł do mojego stolika pewien mężczyzna wręczając mi list…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Cycu
Mistrz
Dołączył: 12 Wrz 2009
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:45, 06 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Kurde szkoda, że nie moge porypac z Wami. Jednak czekam na relację z tej przygody . Ciekawe są nawet te Wasze postaci, powiedziałbym z kawałkiem ciekawej historii
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cycu dnia Wto 17:46, 06 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|