TOU
Adept
Dołączył: 29 Lis 2011
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:18, 08 Sie 2012 Temat postu: Neuroshima - Graj z Celuchem |
|
|
George Faithton
George Faithton urodził się na wielkim ranczu położonym w okolicach Dallas. Był jedynakiem. Gdy miał 10 lat, jego matka zmarła na nowotwór grasicy. Wychowywał go ojciec – businessman i alkoholik, którego ciągle nie było w domu, a jak był to nadużywał alkoholu. Po pijaku znęcał się nad synem psychicznie i fizycznie. Relacje między nimi były więc żadne. Jedyne czego nie mógł odmówić ojcu to pieniędzy, których nigdy Georgowi nie brakowało. Ale pieniądze to nie wszystko. Ojciec chciał zrobić z niego tzw. człowieka sukcesu, na swój obraz i podobieństwo. Nie udało się, bo chłopak miał inny charakter, mimo że był jego biologicznym synem.
Któregoś razu, pijany ojciec jadąc samochodem, wypadł z drogi na zakręcie i rozbił się na drzewie. Zmarł w karetce. Miało to miejsce w 2017 roku. George, jedyny spadkobierca, odziedziczył ranczo o powierzchni 4 km2 i świetnie prosperującą firmę wytwarzającą maszyny do produkcji rolnej (kombajny itp.). Był już wtedy w związku z dziewczyną, Patrycją. Niestety, George nie wytrzymał wcześniejszej presji ze strony ojca i samotności, przez co popadł w uzależnienie…
ROK 2020, TEKSAS
Młody, wysoki, przystojny chłopak siedział na ranczu pod Dallas. Dziś kończył 25 lat. Relaksował się na tarasie willi, w oczekiwaniu na swoją dziewczynę. Spojrzał na solidny, szwajcarski, wskazówkowy, nakręcany ręcznie zegarek – prezent od ukochanej na poprzednie urodziny. Patrzył na stolik, na którym leżał woreczek wypełniony po brzegi najwyższej jakości kokainą. Obok na nabicie czekała rurka do palenia cracku.
- Nie dam rady. Ja pierdolę. Od roku nie ćpałem. Czemu kurwa kupiłem to gówno? – pomyślał. Wyciągnął rękę w stronę worka, w trakcie jednak zmienił zdanie. Sięgnął po komórkę leżącą obok i zadzwonił:
- Halo?
- Cześć Pati.
- Hej, George.
- Za ile wracasz?– spytał.
- Już nie długo się zobaczymy, a wtedy… wiesz co… mam na Ciebie ochotę… - usłyszał ponętny głos w słuchawce.
Seks z Patrycją po urodzeniu dziecka nie był tym samym, co przed, ale wciąż go kręciła.
- Mam nadzieję, że jeśli o „to” chodzi to tylko na mnie masz ochotę. – zaakcentował słowo „to” śmiejąc się. - Czekam na ciebie i twój synek, Charlie też. A gdzie jesteś?
- Jestem niedaleko B…
- Gdzie? Halo? Słyszysz mnie? Halo!?
Połączenie zostało przerwane. Wybuchła wojna. Gdy George zobaczył na horyzoncie grzyb atomowy, trzęsącymi się rękami zapalił kokainę…
ROK 2054, TEKSAS
Stalowa, chromowana broń palna unosiła się na powierzchni w starym zbiorniku z rtęcią. Wkrótce nadgryziony zębem czasu pistolet począł rdzewieć. Bezkompromisowe otoczenie nie sprzyjało zachowaniu go w stanie używalności i pierwotnej świetności, wciąż jednak rozpoznać w nim można było legendarny rewolwer 0.44 Magnum.
- O kurwa! – zakrzyknął mężczyzna w podartych, szarych dżinsach i mocnych, czarnych treckingowych butach. W uniwersalnym przekleństwie zawsze niosącym ze sobą solidny ładunek emocjonalny, dało się jednocześnie wyczuć zaskoczenie, radość i niepokój.
- Co jest George? – zaniepokoił się jego towarzysz.
- Brudnego Harrego kojarzysz? – spytał łysy, zmęczony życiem gość o bladej twarzy i zapadniętych oczodołach, który kończył tego dnia 59 lat.
- Nie. Znam go z Twoich opowieści o czasach sprzed wojny, czy to jakiś znajomy, którego trupa znalazłeś?
- To postać filmowa. Zajebista spluwa, taka sama z jakiej w telewizji rozwalał bandytów, tu pływa. Po właścicielu tego egzemplarza pewnie nic więcej nie zostało, ale rewolwer może będzie się jeszcze nadawać do użycia albo na gambling. Po solidnym odrestaurowaniu, oczywiście.
- Po czym?
- Odnowieniu, przywróceniu go do stanu względnej używalności – wyjaśnił George.
- No to nie ma tragedii, ale za nami znowu kolejny bezowocny dzień poszukiwań. Ściemnia się już.
- Bo już 19:30 - łysy mężczyzna sprawdził godzinę na zegarku, który niezawodnie służył mu od prawie 40 lat. Przenocujemy w tym baraku – zadecydował wskazując ręką na rozsypujący się budynek. - Może żaden jebany mutant nie zechce zrobić sobie z nas kolacji.
- Mam taką nadzieję. Został mi 1 nabój do śrutówki.
- To nie jest najgorzej. Masz tu drugi.
- Ale…
- Żadnych ale. Poradzę sobie bez. Wszystko i tak w rękach Boga… Rozpal ognisko, a ja przygotuję wieczerzę.
- Znowu modlitwa przed kolacją? – spytał młodszy z mężczyzn patrząc na marne ochłapy ścięgnistego mięsa wyjęte z plecaka.
- Tak. Kurwa! Przecież widmo głodu znasz! Trzeba się cieszyć i dziękować Bogu, że mamy co wrzucić na ząb – zdenerwował się łysy.
- Przepraszam. Dobrze, że dorwaliśmy tego zwierzaka. Jak on miał?
- Kojot. Jako okaz zdrowia w telewizji na National Geographic by nie brylował zapewne, ale na kolację jest jak znalazł.
George zrobił znak krzyża i rozpoczął modlitwę dziękczynną.
2 GODZINY PÓŹNIEJ PRZY DOGASAJĄCYM OGNISKU
- All In.
- Pas – skapitulował młodszy rzucając kartami.
- Blefowałem – powiedział starszy uśmiechając się i wyjął harmonijkę ustną.
- Eh… Znowu dałem się podejść.
Obaj zaśmiali się, a śmiech poniósł się po odludziu w siną dal.
- Jak dziecko – skomentował starszy i zaczął wygrywać jakąś prostą melodię na wysłużonym instrumencie.
- O dziwo… - pomyślał z przekąsem młodszy.
Gdy rozbrzmiewające dźwięki harmonijki przestały wypełniać złowrogą ciszę, młodszy mężczyzna rozejrzał się, próbując przeniknąć wszechobecną ciemność i kontynuował rozmowę:
- To miasteczko wygląda na kompletnie wymarłe. Nie mamy co liczyć, na to, że…
- Chuj tam. Obaj wiemy, że szukamy igły w stogu siana, ale najważniejsze, że my jesteśmy razem. Nie mam na świecie nikogo oprócz Ciebie. Mnie Bóg miał prawo zgotował taki los, podobnie jak 95 procentom ludzi z tego skurwionego społeczeństwa XXI wieku. W końcu była między Panem a mną umowa, której nie dotrzymałem i nic mnie nie tłumaczy. Ja spierdoliłem po całości, ale jest chyba w całych Zasranych Stanach Zjednoczonych ktoś, kto podobnie jak Ty nie zasługuje na takie kurewskie życie.
- Nie zaczynaj. Zawsze powtarzasz, że ostatni będą pierwszymi. Powiesz mi kiedyś co to była za umowa?
- Na razie to dla mnie za trudne, ale może kiedyś zbiorę się w sobie i wszystko Ci opowiem. Wszystko…
- I tak dużo opowiadasz.
- Tak, i już sam nie wiem, który świat jest bardziej pojebany. Ten przedwojenny czy obecny. Czasami zaczynam wątpić, czy to wszystko ma jakiś większy sens.
- Daj spokój.
- Przepraszam. Masz nie tracić nadziei, rozumiesz!? – George złapał towarzysza za ramiona, spojrzał mu głęboko w oczy i dodał:
- W końcu odnajdziemy twoją matkę, Charlie…
Post został pochwalony 0 razy
|
|