|
www.kgbbastion.fora.pl Forum Klubu Gier Bitewnych Bation
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Amano
Technowiking
Dołączył: 13 Wrz 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 23:51, 06 Mar 2017 Temat postu: Monastyr |
|
|
Jesteśmy przyjaciółmi w świecie, w którym przyjaźń dawno już przeliczono na kordiny. Pomimo że pochodzimy z różnych stron, los związał nas w młodości szczególną więzią ludzi wyjątkowych, którzy wierzą, że honor jest wartością podstawową, uczciwość nie służy do wycierania gęby, a tytuł wiąże się z obowiązkiem dbania o ludzi, a nie prawem do ich krzywdzenia. Fakt, że należymy do mniejszości pod tym względem uderzył każdego z nas na swój sposób, jednak dla wszystkich było to wstrząsające wydarzenie. Honorowo jest stanąć twarzą w twarz z orkiem z ostrzem w dłoni, ale czy przyczynianie się do mordowania pogan tylko dlatego że są poganami ma coś wspólnego z honorem? Uczciwie obnażyć oszusta, lecz czy napiętnowanie za błędy młodości jest uczciwe? Wspaniale jest wierzyć w sprawę, ale cóż z tego, skoro może ona zostać zdmuchnięta niczym świeca przez wicher spisków i intryg? Cudownie jest kochać, ale… ach, skoda słów. Odszpuntuj jeszcze jeden antałek, Panie. Na niebiosa, czy Jedyny nauczył ludzi czegokolwiek? Przecież próżno w świętych księgach szukać pochwały karierowiczostwa, zdrad, nieludzkiego okrucieństwa i nienawiści do innych. Skąd to się wzięło? Czy to jeszcze ludzie, czy pozamieniali się miejscami z wyjącymi demonami, o których struchlałym głosem opowiadają weterani z frontu!? … Przepraszam, poniosło mnie. Służba przyniesie nowy kielich, nie pokaleczcie się. Dość już popłynęło krwi dobrych ludzi na tym świecie…
Do następnego spotkania, myśl o tym dworku myśliwskim na malowniczych klifach Cynazji nieco koi moje serce. A tymczasem... nie dajcie się ciemności, bracia. Ona zawsze znajdzie drogę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
spd
Nowicjusz
Dołączył: 05 Lis 2012
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:46, 07 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
Honorowy mąż Dominium Alijaż Tomisić
wiek 28
Ojciec Jan (+65)
Matka Vida (+60)
Siostra Eva (43)
Brat Żan (42)
Brat Luka (40)
Najmłodszy z czworga rodzeństwa, matka zmarła przy porodzie. Siostry nie pamiętam, gdy miałem rok wyszła za mąż za jakiegoś lokalnego hrabiego. Nie mamy ze sobą żadnego kontaktu (pokłócona z resztą rodziny obwinia mnie za śmierć matki). Obaj bracia od kilkunastu lat są na wojnie w Agarii i służą w Armii jako strzelcy wyborowi w walce przeciwko siłom Ciemności. Ojciec wychowywał mnie jak umiał. Gdy miałem 8 lat byliśmy z ojcem na przyjęciu u Hrabiego Marrua. Tam po raz pierwszy spotkałem Amelię (córkę Hrabiego). Jako że nasi ojcowie doskonale się znali spędzaliśmy z Amelią mnóstwo czasu. Naszą ulubioną zabawą było szpiegowanie służby, ukrywanie się na całe godziny w zakamarkach pałacu i śmianie się z dowcipów jakie robiliśmy służkom Amelii.
Pewnego razu wpadliśmy na pomysł aby zamienić się ubraniami. Ja założyłem jej błękitną suknię i doczepiłem sobie jedną z peruk jej matki, które tak bardzo lubiła nosić Amelia. Ona założyła moje ubranie oraz schowała włosy pod moim kapeluszem (a miałem naprawdę ładny kapelusz prawdziwego muszkietera zrobiony na specjalne zamówienie). Lataliśmy tak po posiadłości cały dzień. Nawet podczas obiadu nikt się nie domyślił, a gdy później ociec rzekł, że będziemy wracać tylko porozumiewawczo skinąłem na Amelię i to ona pojechała, a ja zostałem u Hrabiego Marrua. To miał być tylko niewinny dowcip…
Wszystko wyszło na jaw następnego ranka gdy przyjechał kurier z informacją o napadzie na posiadłość mojego ojca. Dworek został doszczętnie zniszczony i podpalony. Ojca znaleziono przed drzwiami wejściowymi z licznymi ranami postrzałowymi, a Amelię… Miała tylko 11 lat!!
Po tamtym wydarzeniu Hrabia Marrua nie kryjąc swojej wściekłości wysłał mnie do znajomego rzemieślnika Petera Visinicia na praktyki rusznikarstwa. Spędziłem tam 5 lat, gdzie nauczyłem się wszystkiego na temat broni palnych wliczając posługiwanie się nimi. Traktowałem go jak ojca, a on mnie jak syna, którego nigdy nie miał. Bardzo często miewał różnych gości. Nie wszyscy wyglądali przyjaźnie. Pewnego razu poprosił mnie o przysługę, abym w przebraniu śledził dla niego jednego typa, gdy ten wyjdzie od niego. Nie sprawiło mi to większych problemów. Okazało się, że ów TYP szybkim krokiem dotarł do lichwiarza gdzie zostawił całkiem sporo gotówki, a następnie jakby z wyrazem ulgi poszedł do karczmy i upił się do nieprzytomności. Peter odkrywając mój talent prosił mnie później wielokrotnie o śledzenie jego przeróżnych gości, niejednokrotnie byli to szlachcice, zwykli mieszczanie czy nawet duchowni i nigdy nie zostałem przyłapany. W wolnym czasie również trenowałem rzucanie sztyletami do celu, jednakże moją prawdziwą pasją od zawsze było strzelanie. Gdy skończyłem 16 rok życia i moja „nauka” dobiegła końca, przyszła pora na powrót do domu. Peter w podzięce powiedział mi, że jego kontakty sięgają naprawdę głęboko i jeżeli będę czegokolwiek potrzebował to zawsze mogę liczyć na jego pomoc. Powiedział również, że to dzięki mnie zarobił wiele kordinów i dowiedział się wiele o jego kontrahentach, i nigdy mi tego nie zapomni. Nie powiem, w późniejszych latach kilkukrotnie byłem zmuszony skorzystać z usług przyjaciela, jednak nigdy nie wyczytałem na jego twarzy niczego poza przyjacielskim uśmiechem i szczerą życzliwością.
Po powrocie do rodzinnej posiadłości, a raczej do tego co z niej zostało, jako jedyny spadkobierca ojca (bracia ciągle pozostawali na froncie i zrzekli się praw do ziemi) udało mi się wydzierżawić ziemię. Oczywiście we wszystkim pomógł mi Peter i to od niego odbieram co miesięczną pensję, czasami na kilkumiesięczny kredyt, gdy akurat wyruszam w dłuższa drogę.
Gdy miałem 21 lat zawarłem pakt z siłami ciemności. Oczywiście nieświadomie. Otóż podczas mojej samotnej podróży w okolicach Agarii byłem świadkiem cudu. Przynajmniej tak początkowo myślałem. Jadąc konno wschodnim traktem minąłem karetę, w której kątem oka ujrzałem nikogo innego jak właśnie Amelię! Była piękna, długie czarne włosy, lekko zadarty nosek i wydatne kości policzkowe. To musiała być ona! Zatrzymałem się i chciałem coś powiedzieć, jednak słowa ugrzęzły mi w gardle. Kareta pojechała dalej, a ja nie byłem w stanie ruszyć się z miejsca. Kątem oka zobaczyłem lub raczej jakimś szóstym zmysłem wyczułem niebezpieczeństwo. Zza niewielkiego wzgórza wyłoniło się nagle kilku bandytów i zamierzało zaatakować karetę. Nie wahając się ani chwili wydobyłem oba pistolety i zacząłem strzelać, przeładowywać i strzelać dalej..
A potem... No cóż. Gdy podjechałem do karety wszyscy zaczęli mi dziękować (woźnica i dwóch przybocznych ochroniarzy), a gdy wyszła Amelia zamurowało mnie. Dopiero wtedy zauważyłem jej spiczaste uszy. Popatrzyła na mnie z lekkim uśmiechem, całkiem niepodobnym do uśmiechu Amelii i w mojej głowie pojawił się słodki melodyjny głos „dziękuję, mój wybawco”. Nagle całe moje życie, a w szczególności lata spędzone na dworze u hrabiego Marrua stanęły mi przed oczami. Od tamtej pory w nagrodę za uratowanie elfickiej księżniczki miałem dostać możliwość spotkania się z Amelią. Jedyne co miałem zrobić to zabrać się wraz z karetą do krainy Valdoru, co też uczyniłem z zapałem i miła chęcią.
Niestety lub stety nie było mi dane dotrzeć do celu podróży i tym samym spotkać się kolejny raz z moją ukochaną. Jakąś godzinę drogi od granicy byliśmy świadkami potyczki pomiędzy siłami ciemności i wojownikami Agarii. Wielu z tamtych wydarzeń nie pamiętam. Ocknąłem się w namiocie Luki (brata), który zrobił mi wcale niekrótki wykład na temat magii, czym tak naprawdę jest ciemność i jakich sztuczek używa. Nie zapamiętałem jednak wszystkiego, gdyż plotka o moim zauroczeniu dotarła do wielu ludzi i szybko musiałem stamtąd uciekać. Więcej się już w Agarii nie pojawiłem.
Od tamtych wydarzeń minęło kilka lat. Często śni mi się Amelia, jak wspólnie podróżujemy przez świat, albo jak mieszkamy w małym dworku w górach i wychowujemy dwie śliczne córeczki. Jednak za każdym razem tuż przed przebudzeniem nagle jej uszy robią się spiczaste, głos bardziej delikatny prawie śpiewny, a oczy zmieniają kolor na fioletowy. Nie rzadko budzę się wtedy z krzykiem.
Tak naprawdę pozostała jeszcze tylko jedna historia warta większej uwagi. Otóż pewnego słonecznego dnia miałem zaszczyt brać udział w niewielkim turnieju szermierczym – nie pytajcie dlaczego wziąłem w nim udział, może trochę z nudy, a może z uwagi na prestiż, teraz już naprawdę tego nie pamiętam. Nie szło mi w prawdzie najlepiej, jednak dziwnym zbiegiem okoliczności udało mi dotrzeć do fazy finałowej. Zasady turnieju były dość dziwne, bo każdy z 12 szermierzy miał zmierzyć się z każdym i potem wyłaniano najlepszych 4 szermierzy. Trzech najlepszych miało po jednej porażce, ja natomiast wygrałem 5 pojedynków i przy 6 porażkach, aż dziw bierze, że nikt z pozostałych nie wygrał więcej razy. Wiedziałem, że cała trójka kolegów jest dużo lepsza ode mnie, ale nie zamierzałem tanio sprzedać skóry, a zawsze to dodatkowe lekcje szermierki. Wieczór miał nam umilić specjalnie wydany bankiet na naszą cześć, podczas gdy finał zaplanowany był nazajutrz w południe (każdy dzień był wtedy straszliwie gorący). Gdzieniegdzie udało mi podsłuchać, że wielu możnych zaczęło obstawiać zakłady, nie byłem pewny czy było to legalne czy nie i mało mnie to wtedy obchodziło. Nic specjalnego by się nie wydarzyło gdyby nie to, że do moich trzech rywali każdorazowo podchodził pewien dość tajemniczy jegomość. Za każdym razem podsłuchiwałem fragment tej rozmowy i z dwóch wynikło, że mają mi się podłożyć, a w zamian dostaną po 200 tysięcy Kordinów z czego połowa płatna z góry, u trzeciej rozmowy nie dosłyszałem szczegółów, jednak wyraźnie zauważyłem jak wypełniony po brzegi mieszek wędruje z ręki nieznajomego i niknie w dłoniach jutrzejszego rywala. Do mnie jednak jegomość tego wieczoru nie podszedł. Długo rozmyślałem cóż powinienem uczynić. Nie pamiętam nawet co było nagrodą w turnieju, lecz w końcu postanowiłem jak się zachowam.
W południe było straszliwie gorąco, jednakże finału turnieju nikt nie śmiał przerywać z uwagi upału. Na początku zmierzyło się ze sobą dwóch Ragadyńczyków. Pojedynek był wyborny, akcja za akcją, nie można było oderwać wzroku. Aż zapierało dech w piersiach. Nic niestety nie trwa wiecznie. Wyższy i lepiej zbudowany szermierz wykonał fintę i szybkim pchnięciem zranił przeciwnika. Pojedynek zakończono. Do następnej walki miałem stanąć z niskim, za to szalenie zwinnym Agaryjczykiem. Jaki szok wywołały moje słowa zaraz po tym jak biała chustka dotknęła nawierzchni. „Poddaję się” - rzekłem i opuściłem rapier. Zamieszanie zrobiło się ogromne. Agaryjczyk się zaczerwienił i widać było jego zdenerwowanie. Po krótkiej chwili głos zabrał organizator turnieju baron Markus Von Schnitzel:
"Bardzo proszę wszystkich o uwagę. Dziś rano obecny tu Alijaż Tomisić poinformował mnie o próbach ustawiania wyników turnieju. (...) Szczegółowo zbadaliśmy całą sprawę i w kwaterach wszystkich trzech szermierzy (tu wymienił ich tytuły i nazwiska) znaleźliśmy po 100 tysięcy Kordinów. Doniesiono mi również, że niejaki (padło nazwisko tajemniczego jegomościa), gdy zwęszył co się święci uciekł z królestwa…"
Potem baron Von Schnitzel namawiał do udzielenia jakichkolwiek informacji w sprawie jegomościa i wspomniał o tym jaka to jest ujma na jego honorze, że doszło do ustawiania wyników turnieju na jego dworze. Trzej szermierzy zostali szybko pojmani celem złożenia wyjaśnień, a mi przyznano tytuł „honorowego męża dominium”.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Cycu
Mistrz
Dołączył: 12 Wrz 2009
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 0:27, 08 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
Muzykanci w kącie muzykę skoczną grali. W powietrzu unosił się zapach piwa, posiłków i dymu z fajek, a tłum ludzi dosłownie zajął praktycznie każdą ławkę i taboret w izbie. A sala główna była sporych rozmiarów, drewniana z miejscem przeznaczonym dla muzyków, parkietem do tańców, ale w większości to były jednak stoły i ławy dla gości. Sądząc po tłumie byli to zarówno mieszkańcy jak i żołnierze, którym złożyło się wspólnie biesiadować, Gdzieniegdzie, ktoś grał w karty, ktoś inny w kości a jeszcze inni oglądali się za kelnerkami, co jakiś czas je podrywając, lub wysilając się na jakiś tani żart z zakresu słownictwa pijanego faceta. Barman przy szynku co chwila wydaje kolejne trunki a z kuchni tylko słychać: „ no Erwin, szybciej, szybciej...” lub „już leci...” Impreza i biesiada trwa, zwycięstwo opijane a dla postronnego było to dość niecodzienne zjawisko w tych czasach i na tym terenie Dominium.
Zdawało by się, że z czasem ludzi ubędzie w znacznej ilości, lecz tylko garstka się wykruszyła do tej pory. Muzyka, jednak, trochę ustała, tępo biesiady zwolniło, a barman mógł troszkę odetchnąć. Nagle, w sielankową atmosferę dochodzący z otwartych drzwi do izby, powiew chłodnego wiatru wnosi trochę zamieszania. Przez drzwi wkracza jedna osoba w kapturze w ubraniu podróżnym. Postać zdjąwszy kaptur rozpuściła włosy. Była to wysoka młoda kobieta z śnieżnobiałymi długimi włosami ozdobionymi spinkami, cerą jasną i oczami niebieskimi. Idąc w stronę szynku spod jej płaszcza widać było fragmenty kolczugi i rękojeść miecza, a wszelki wzrok za nią szedł, zwłaszcza ten męski. Kobieta podeszła do karczmarza mówiąc:
- Dwa pokoje dla dwóch osób z balią gorącej wody i gorąca strawa dla mnie i mojego Pana.- położyła sakiewkę na ladzie.
- Już się robi- odparł szybko karczmarz wiedząc, ze impreza nie potrwa już długo. Ona z kolei obróciła się w stronę sali w poszukiwaniu wolnego stolika. Kilku mężczyzn zauważyło ją i chętnie ofiarowywało jedno miejsce dla niej np. poprzez „przeniesienie” swojego nieprzytomnego towarzysza. Ona jednak szukała wolnego stołu. Znalazłszy jeden stół, dość ubrudzony przez poprzednich użytkowników, odgarnęła tylko ławę i usiadała a już po chwili przybiegła kelnerka i szybko uprzątnęła stół mówiąc do kobiety- „już niebawem jedzenie zostanie przyniesione, proszę jeszcze moment poczekać.” Białowłosa dziewczyna tylko na nią spojrzała i z pewnym spojrzeniem tylko przytaknęła i wróciła do czytania książki wbijając swój wzrok w karty zapełnione odręcznym pismem. Dziewka po uprzątnięciu stolika odbiegła po strawę.
Czas wolno mijał, kilku amatorów podrywu próbowało się dosiąść do nowo przybyłej kobiety, on jednak się tylko zaśmiała szczerze i mówiła:
- „Oby mój Pan was tu nie zastał przy tym stole jak tylko tu przyjdzie”.- I jak słowo się rzekło do gospody wszedł mężczyzna. Był to wysoki człowiek, średniej postury, odziany w czarny podróżny płaszcz i kapelusz spiczasty z szerokim rondem i opaską fioletową wokół niego. Spod kapelusza widać było tylko brodę i spokojny wyraz twarzy, a boku miał podwieszony rapier i pistolet. Wszedłszy do izby począł się rozglądać po Sali, aż jego wzrok spoczął na nowo przybyłej dziewce i ruszył w jej stronę. Przechodząc środkiem sali i potem między ławami, jego powiewający płaszcz dał odsłonić czarny kirys i ramiona chronione płytami, a na szyi złoty krzyż. Momentalnie niektóre osoby co to widziały wyciszyły się a w karczmie rozchodziły się szepty między tymi co widzieli go lepiej. – Któż to? – pytał jeden z drugiego. Drugi uciszając pierwszego mówił: - „Aby się nie odzywaj za wiele, nigdy nie wiadomo co mogą zrobić tacy jak on. Widocznie ten alkohol już całkowicie Cię oślepił, jeśli nie możesz rozpoznać Inkwizytora.” Pierwszego przejął lęk i już się nie odzywał, lecz tylko ukradkiem patrzył na jegomościa. Podróżnik podszedłszy do stolika został przywitany przez kobietę na niego czekającą głębokim ukłonem i oznajmieniem: - „Proszę spocząć mój Panie, strawa już czeka a pokoje i gorącą kąpiel zamówiłam zgodnie z poleceniem”. – Mężczyzna się uśmiechnął, usiadł i zabrał się do jedzenia.
Siedziała obok przybyszów grupka żołnierzy Agaryjskich, była jeszcze dość trzeźwa, sądząc po kilku pustych kuflach i ich spostrzegawczości. Jeden mówił do reszty: -„ Zdaje mi się, że już gdzieś słyszałem o człowieku podobnym do tego, tylko nie wiem gdzie i nie mogę sobie przypomnieć. – Inny szeptem się odezwał tak aby tamten jegomość nie usłyszał. -„Kiedyś słyszałem plotkę, że ktoś o podobnym wyglądzie i nazwisku, chyba Aris, Amis czy coś, nie wahał się zabić swojego brata gdy ten był pod wpływem Ciemności. Zabił brata bez skrupułów.” – Reszta mężczyzn z niedowierzaniem, że to może być to właśnie ta osoba zamilkła i zaczęli się bać nawet na niego zerknąć. Atmosfera od przybycia tej dwójki szybciej zamierała niż wcześniej, a w powietrzu było czuć ciśnienie i autorytet osobnika w kapeluszu i nabrała jeszcze więcej powagi i respektu, gdy jegomość wstał, odwrócił głowę w stronę szynku mówiąc: - „Udamy się teraz na spoczynek i chcę by woda już była gotowa". Brzmiący głos rozniósł się po sali i dotarłszy do karczmarza zaowocował szybką reakcją dwóch dziewcząt które jednym głosem odrzekły z ukłonem:- „ Już napalone Panie i woda czeka, my zaprowadzimy”- I wzięły się obie i zaprowadziły Inkwizytora i idącą a nim kobietę o cudownych białych włosach do pokojów.
Po odejściu pary gości, ciśnienie w gospodzie zmalało, choć nikt nie odważył się już głośno grać na instrumentach, czy wykrzykując sprośne zawołania rozbijając kolejne kufle. Między niedobitkami, którzy jakby nagle otrzeźwieli, było tylko słychać ciche rozmowy o tym człowieku i przestrogi aby mu w drogę nie wchodzić, bo choć bez nich walka z Ciemnością była by przegrana to jednak jedna mała plotka o kimś mogła doprowadzić kogoś na stos, zwłaszcza jeśli te pogłoski o tym człowieku są prawdą. To z kolei nie daje dużych szans na przeżycie skoro i swojego brata mógł zabić w imię Jedynego i walki z Ciemnością. Choć to była plotka, to nikt nigdy nie odważył by się tego sprawdzić i zapytać, jeśli mu życie miłe.
Nazajutrz, z samego rana po śniadaniu podróżni wyruszyli dalej w drogę...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cycu dnia Śro 0:51, 08 Mar 2017, w całości zmieniany 15 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Bartek
Szeryf
Dołączył: 12 Wrz 2009
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:21, 08 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
Pułkownik Marcantonio Aleramici, lat 42.
Już gdy miałem 7 lat ojciec wymyślił, żeby oddać mnie, jako czwartego syna, do wojska. Przypadek, a może bardziej bałagan w armii sprawił, że ktoś wymyślił, że jako syn szlachcica powinienem zostać wyższym rangą oficerem. Mój młody wiek sprawił, że moje szkolenie mogło być o wiele szersze niż innych. Plan był taki - stworzyć kogoś, kto będzie mógł działać na tyłach przeciwnika.
Wielokrotnie Cynazja wysyłała mnie do pomocy inkwizytorom i innym przedstawicielom kościelnym, którzy potrzebowali moich zdolności. Oczywiście miałem też zadania dodatkowe, które znali tylko wysyłający mnie dowódcy. Z oczywistych przyczyn nie mogę zdradzić nic więcej.
W czasie jednej z takich wypraw coś we mnie pękło. Przeżyłem kryzys. Któryś raz z kolei miałem zjednać sobie ludzi z Valdoru tylko po to, żeby ich później zdradzić, wpuścić w pułapkę. Po tamtych wydarzeniach odszedłem od swojego zawodu. Szczęśliwie dostałem emeryturę z Cynazji. Oddałem się życiu rodzinnemu, staram się być dobry dla moich poddanych. Mam dwóch synów i córkę. Córkę wydałem dość dobrze za mąż. Synów wysłałem na studia, co kosztowało mnie prawie cały mój majątek. Żona niedawno mnie opuściła i dołączyła do zakonu, żeby się za mnie modlić.
Przeżywam drugi kryzys.
Gdyby nie moi przyjaciele zostałbym sam we. Jednak brak życia rodzinnego przywołuje stare wspomnienia i koszmary. Muszę czymś się zająć, zapomnieć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|